Muzeum Czerwca 56

Muzeum Czerwca 56
Doświadczenie jak z planu filmowego
Gdy zadaję turystom pytanie, z czym kojarzy się wam Poznań, czasami słyszę ,,z Poznańskim Czerwcem”. Nic dziwnego, że na 50. rocznicę pierwszego antykomunistycznego protestu w PRL wybudowano Muzeum Czerwca ’56. Tłumów tam raczej nie spotkacie, ale może to i lepiej, bo w spokoju przeżyjecie Poznański Czerwiec w ultra realistycznym otoczeniu.

Najważniejsze informacje
- Godziny otwarcia:
- -
- Bilet wstępu:
- -

Czym był Poznański Czerwiec?
Tutaj historycy nie są zgodni, przynajmniej jeżeli chodzi o nazewnictwo. W wielu miejscach spotkać się można z określeniem powstanie. Inni mówią o wypadkach lub wydarzeniach. Słowo powstanie nie jest jednak trafne, gdyż słownikowo powstanie to zaplanowane działanie zbrojne, dążące do obalenia władzy. Kiedy poznańscy robotnicy wychodzili na ulicę 28 czerwca 1956 roku, nie mieli żadnych planów, a już na pewno nie zamierzali obalać władzy, przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Moim skromnym zdaniem (i nie tylko moim) najtrafniejsze określenie to protest, czyli spontaniczna demonstracja niezadowolenia jakiejś grupy społecznej. Taki charakter miał protest z ’56 roku, przynajmniej na początku.
Jak zatem doszło do jego wybuchu? Niezadowolenie robotników narastało miesiącami z powodu zwiększających się norm produkcyjnych, rosnących cen żywności i innych podstawowych produktów. Jednocześnie śmierć Stalina w 1953 roku i potępienie kultu jednostki zachęciło społeczeństwo do twardszego upominania się o swoje prawa. W Poznaniu ogniskiem niezadowolenia były dawne Zakłady Hipolita Cegielskiego, przemianowane w 1949 roku na Zakłady im. Józefa Stalina (ZISPO). Poznaniacy powiedzieliby, że już sama zmiana nazwy zakładów była sporym policzkiem w lokalną dumę. Głównie jednak poszło o niesłusznie pobierany podatek od przodowników pracy oraz o kiepskie zarządzanie dostawami surowców, co mocno uderzało po kieszeni pracowników akordowych. Rozmowy z dyrekcją na nic się zdały, więc delegacja robotników udała się do Warszawy. Delegaci uzyskali szereg zapewnień, niemniej władze centralne szybko się z nich wycofały, a to skłoniło robotników ZISPO do rozpoczęcia protestu 28 czerwca 1956 roku. Tak się akurat złożyło, że tego dnia do Poznania przybyło wielu gości zagranicznych z okazji targów, co było dodatkowym bodźcem do rozpoczęcia strajku.

Realizm i interaktywność
Pierwsze, co się rzuca w oczy po wejściu do muzeum to realizm. To nie jest muzeum ze szklanymi gablotami, tutaj nośnikami treści są ściany, meble, podłoga, ba – nawet toaleta. Ścieżka narracyjna jest pomyślana tak, aby poszczególne pomieszczenia muzeum odzwierciedlały różne wątki Poznańskiego Czerwca. Prologiem jest mieszkanie w poznańskiej kamienicy, takie retro: z piecem kaflowym, drewnianą podłogą i ścianami wyłożonymi tapetą z wzorkami z wałka. Na stoliku stoi duży radioodbiornik z cicho nastawioną audycją radia Wolna Europa, a w przeszklonej gablocie pamiątki ze zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Rozwinięciem jest stanowisko pracy w ZISPO z maszynami i zdjęciem tablicy do zapisywania dziennych norm. Jest sala posiedzeń partyjnych z mównicą i genialną wystawą plakatów propagandowych (o której jeszcze napiszę). Kulminacją wydarzeń jest wybrukowana ulica, na której gromadzą się tłumy protestujących i na którą wjeżdżają tramwaj i … czołg. Epilogiem zaś jest biuro UB, sala sądowa i ponura, wymalowana farbą olejną cela. Taka ścieżka narracyjna pozwala poruszyć bardzo dużo wątków pomimo niewielkiej powierzchni muzeum.
Co więcej, cała oprawa nie tylko świetnie wygląda, ale jest interaktywna. Na przykład przy wspomnianym już radioodbiorniku można usiąść i posłuchać audycji Wolnej Europy (z oczywistych względów tylko po polsku) lub wejść do makiety tramwaju, usiąść na drewnianej ławce i obejrzeć film (tutaj już w wielu językach!). W dodatku tego typu interaktywne wabiki umieszczono w bardzo pomysłowych miejscach. W sali partyjnej są judasze na ścianie, za którymi pokazują się autentyczne zdjęcia z pochodu, tak, jakby protest odbywał się w innym świecie, odgrodzonym murem od rządzącej kasty. W celi natomiast jest głośnik w ścianie, z którego płyną przerażające opowieści więzionych o tym, jak się z nimi obchodzili „ubowcy”. Kiedy się ich słucha siedząc na więziennym stołku, masz wrażenie, że słuchasz towarzysza z celi obok. Podobnych głośników wspomnień jest więcej i dzięki temu odwiedzający niejako dostaje opowieści od samych świadków wydarzeń, bez komentarza historyków czy innych specjalistów. To skłania do samodzielnego ,,układania puzzli” z historycznych kawałków, a to zachęca do gruntownej eksploracji muzeum. Jeżeli więc interesuje Was historia, zarezerwujcie sobie przynajmniej 1,5 godz. na zwiedzanie, a najlepiej 2-3 godziny.

Co więcej, cała oprawa nie tylko świetnie wygląda, ale jest interaktywna. Na przykład przy wspomnianym już radioodbiorniku można usiąść i posłuchać audycji Wolnej Europy (z oczywistych względów tylko po polsku) lub wejść do makiety tramwaju, usiąść na drewnianej ławce i obejrzeć film (tutaj już w wielu językach!). W dodatku tego typu interaktywne wabiki umieszczono w bardzo pomysłowych miejscach. W sali partyjnej są judasze na ścianie, za którymi pokazują się autentyczne zdjęcia z pochodu, tak, jakby protest odbywał się w innym świecie, odgrodzonym murem od rządzącej kasty. W celi natomiast jest głośnik w ścianie, z którego płyną przerażające opowieści więzionych o tym, jak się z nimi obchodzili „ubowcy”. Kiedy się ich słucha siedząc na więziennym stołku, masz wrażenie, że słuchasz towarzysza z celi obok. Podobnych głośników wspomnień jest więcej i dzięki temu odwiedzający niejako dostaje opowieści od samych świadków wydarzeń, bez komentarza historyków czy innych specjalistów. To skłania do samodzielnego ,,układania puzzli” z historycznych kawałków, a to zachęca do gruntownej eksploracji muzeum. Jeżeli więc interesuje Was historia, zarezerwujcie sobie przynajmniej 1,5 godz. na zwiedzanie, a najlepiej 2-3 godziny.
Gratka dla gości z „Zachodu”
Wiadomo – inaczej muzeum odbiorą Polonusy, a inaczej goście zza granicy. My raczej wiemy, czym był komunizm, jak działała propaganda, w jaki sposób obchodzono się z ,,wragami luda”. Ale wyobraźcie sobie, jakim odkryciem (i przeżyciem) jest wizyta w muzeum dla Anglosasów, a szczególnie dla Amerykanów, którzy Zimną Wojnę przeżyli po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Wiele razy widziałem, z jakim zainteresowaniem oglądali wystawę plakatów propagandowych, szczególnie tych przedstawiających USA jako siedlisko żmij, imperialistów i podżegaczy wojennych. Oczywiście to nie jest tak, że zupełnie nie mają pojęcia, czym był komunizm, ale nie znają ,,smaczków”, szczegółów życia codziennego. Nie znają kartek żywnościowych i kolejek, nie słyszeli o amerykańskich bombowcach zrzucających stonkę ziemniaczaną czy o bumelantach sabotujących wykonanie planów pracy. Jeżeli zatem planujecie przyjazd do Poznania z rodzinką lub znajomymi z dawnego Zachodu, Muzeum Czerwca będzie dla nich bardzo odkrywczym przeżyciem.
Mówiąc o gościach zza granicy warto wspomnieć, że ekspozycja jest świetnie opisana w j. polskim i angielskim, część nagrań audio jest aż w 4 językach obcych! Nie ukrywam, wycieczka dla obcokrajowców wychodzi najciekawiej z przewodnikiem. Jeżeli czujecie się na siłach, możecie to zrobić samemu, a jak nie, to zawsze możecie wynająć nas;) – oprowadzamy po angielsku, niemiecku, hiszpańsku i włosku.

Poznański Czerwiec w książkach i na ekranie
